
Na liście miejsc do zobaczenia podczas naszej wyprawy mieliśmy stare miasteczko olimpijskie w Sarajewie. Stare, opuszczone, zaniedbane… ale i tak warte zobaczenia.
Zimowe Igrzyska Olimipijskie były tu organizowane w 1984 roku. Wtedy to miejsce tętniło życiem. Dziś jest zgoła inaczej. Do dzisiejszego dnia zachował się charakterystyczny, betonowy tor bobslejowy.
Przy odrobinie wyobraźni zorganizowaliśmy sobie prywatny wyścig bobslejami biegnąc po torze. Latem, bez sanek… wariaci, co nie?
Następnie postanowiliśmy zjechać do centrum miasta na obiad.

Nawigacja Google Maps pokazywała nam dwie drogi, jedną półgodzinną, a drugą 15 minutową i krótszą. Zaufaliśmy nawigacji i wybraliśmy tą krótszą. I to był błąd…
Początkowo droga wiodła pod dość ostrym kątem w dół i po chwili już wiedziałem, że opcja zawracania załadowanym po brzegi busem nie będzie do wykonania. Pozostało jechać ku przygodzie. Wjechaliśmy w pierwsze zabudowania, droga robiła się co raz węższa. Ludzie wychodzili do okien patrząc na nas i chcąc powiedzieć: “a ten gdzie tu się ładuje?”. Później było weselej, bo szerokość drogi była na jeden samochód, bez możliwości minięcia się z jadącym z naprzeciwka. Z każdym kolejnym metrem było wężej i wężej. W końcu dotarliśmy do końca drogi i gdy już myśleliśmy, że się udało przed nami był najtrudniejszy fragment tego “skrótu”.
Lusterka złożone, przejazd dosłownie na centymetry. Nasz bus ma ponad 5 metrów długości i manewrowanie nim gdy jedzie pod kątem w dół nie jest czymś banalnym. Po kilku minutach walki udało się, chociaż z małą obcierką stopnia, który służył do wchodzenia do auta. Kontrolowałem linię karoserii, a ten stopień odrobinę wystawał i zahaczył o betonowy schodek. Mówi się trudno, muszą być przygody.
W centrum miasteczka zaparkowaliśmy auto i udaliśmy się na obiad do restauracji.
Przed nami jeszcze krótki odcinek drogi do miejsca noclegowego – campingu nad rzeką Tara. Jak się na miejscu okazało camping ten to baza wypadowa dla osób wybierających się na rafting po tej dzikiej rzece.

