O “Nowej Holandii”, Rodzinnym Parku Rozrywki znajdującym się pod Elblągiem, dowiedzieliśmy się na kilka tygodni przed przyjazdem. Postanowiliśmy umieścić to miejsce w planie naszej wyprawy po Polsce Wschodniej. Wyprawę naszą rozpoczęliśmy na północy kraju, zwiedzając Malbork, a nawet witając na jeden dzień nad morze. Teraz droga nasza prowadziła już w wyznaczonym (wschodnim) kierunku.
Rodzinny park rozrywki “Nowa Holandia”
Rodzinny Park Rozrywki, który wybudowano pod Elblągiem był znakomitym miejscem na oddanie się rozrywce na cały dzień. Dojazd do parku możliwy jest z dwóch stron. Ta pierwsza, bardziej popularna, od strony drogi ekspresowej S7 – poprzez parking przy stacji Shell. Tam też znajduje się zajazd – restauracja o tej samej nazwie “Nowa Holandia”. Drugi dojazd jest mniej oznaczony, od tyłu parku – to bardziej dla lokalnych mieszkańców, którzy dojeżdżają nie jadąc S7-ką. Z tego powodu park ma dwie bramy. Idąc na niektóre atrakcje wychodzi się na drogę publiczną, by za chwilę wejść na drugą stronę parku.
Park położony jest na terenie sztucznych kanałów, których masa występuje pod Elblągiem. Ląd połączony jest między sobą mostkami. Po kanałach tych można pływać rowerami wodnymi (wypożyczenie jest dodatkowo płatne).
Zakaz wnoszenia jedzenia
Park ten kieruje się dość dziwną regułą – obowiązuje zakaz wnoszenia do środka własnego jedzenia. Dziwne o tyle, że w żadnym innym parku rozrywki do tej pory z takim ograniczeniem się nie spotkaliśmy. Na szczęście można w ramach biletu dowolną ilość razy wchodzić i wychodzić z terenu na parking. Dochodzi więc do takiego absurdu, że na zjedzenie kanapek wychodzi się na parking, by później wrócić do zabawy. Nie wiemy, czy założeniem właścicieli było napędzenie sprzedaży w punkcie gastronomicznym znajdującym się wewnątrz, czy jakiś inny powód.
Bilety
Bilety to opaski na rękę, naklejane przez obsługę parku przy kasie biletowej. Jest możliwość kupienia biletu rodzinnego, a dodatkowo posiadacze Karty Dużych Rodzin mogą liczyć na 10% zniżki. Skorzystaliśmy! Cena regularna przy wejściu do Parku dla rodziny 2+3 to 98PLN. Dużo, mało, każdy może sam osądzić, a pomóc może w tym nasza relacja. Przy wejściu dostajemy mapkę terenu z naniesionymi wszystkimi atrakcjami.
Niemiła niespodzianka
Przez pierwszy z mostków dostajemy się do środka na plac, na którym znajduje się punkt gastronomiczny – ale zamknięty. Dziwne, mamy 11 sierpnia – więc środek sezonu. Obok punktu znajdują się toalety – toi toi. To akurat najgorsza wizytówka jaką mogli sobie właściciele sprawić. Brak porządnej toalety dla dzieci, a do tego nieopróżniane od dłuższego czasu toi toie. Plus brak wody w zbiornikach z wodą. Dramat. Pojawia się pytanie – to za co się płaci…
Na szczęście po tej pierwszej niemiłej niespodziance dalej było już tylko lepiej.
Atrakcje parku
Atrakcji w parku jest sporo, a część z nich już na pierwszym placyku przy wejściu. Tam wita nas lew, który rękę ma ustawioną tak, jakby obejmował tych co pozują z nim do zdjęcia.
Pierwszy zestaw atrakcji był zainspirowany iluzjami, a więc pokazały nam się:
– zaczarowany kran, z którego leci woda, choć nie jest podłączony do rury
– obłędny tunel (trochę za małe wejście, przez co światło dochodzi do środka i psuje efekt)
– krzywy domek (trochę za mały)
– iluzja wielkich mebli – ogromne krzesło,
– głowa na talerzu
– gabinet krzywych luster.
Obok, bez większego nawiązania tematycznego, kraina śmiechu z “makaronami” znanymi dzieciom z basenowych zabaw.
Lew Gigant
Idziemy dalej, w oddali ukazuje się zjeżdżalnia Lew Gigant. Jest to największa w Polsce konstrukcja dmuchana. 28 metrowa zjeżdżalnia nominowana do wpisu do Księgi Rekordów Guinessa. Dzieci wpadły w nieopisaną radość! Tu mała uwaga od obsługi parku: dzieci młodsze mogły korzystać tylko z części dmuchańca. Bardziej stroma zjeżdżalnia była dedykowana dzieciom starszym. Na dmuchańca mogą wdrapać się też dorośli. Z góry rozlega się świetny widok na okolicę, choć okolica jest mało atrakcyjna, bo to łąki i kanały wokół Elbląga. W dół zjeżdżamy albo szerokim łagodnym torem, albo dynamicznym zjazdem z mini zakrętem. Ten drugi właśnie jest dla starszych. Duża dawka emocji dla dzieciaków i rodziców. Obok zjeżdżalni mamy restaurację i lodziarnię, a przed nią ławki i stoły z parasolami. Tu mogą odsapnąć rodzice, którzy nie mają już siły bawić się na lwie, jednocześnie mając oko na pociechy.
Trudno było dzieci oderwać od Lwa Giganta, ale obiecaliśmy, że jeszcze tu wrócimy wracając do auta. Ttrasa zwiedzania jest ułożona tak, że wraca się tą samą drogą, którą się wchodzi.
Nieopodal znajduje się kolejna z atrakcji, tym razem dwór Króla Artura – Camelot. Tu dzieci mają za zadanie wyciągnąć miecz ze skały. Jest też możliwość ubrania na siebie hełmu rycerskiego i zabawy w rycerzy walczących na miecze.
Obok – plac zabaw, tym razem już tradycyjny. Są dmuchańce, basen z piłkami, trampolina. To zostawiliśmy sobie na powrót. Tym czasem my idziemy dalej wchodząc do labiryntu. Wewnątrz labiryntu trasy tak mocno wydeptane, że trudność przejścia jest bardzo niska. Ale pomysł fajny. Szkoda tylko, że zabawa na 3 minuty.
Z labiryntu wychodzi się na plac, na którym można przejechać się na kucyku. Dziewczyny oczywiście musiały!
Rejs statkiem
Kolejnym punktem programu był rejs statkiem – tramwajem wodnym. Rejsy odbywają się o określonych porach. Wchodzimy na pokład i płyniemy. Po drodze mijamy replikę Stonehenge i wyspę Moai z posągami znajdującymi się w oryginale na Wyspach Wielkanocnych. Rejs był ciekawą alternatywą do maszerowania.
Wyspa Potworów
Wychodząc na brzeg udaliśmy się w kierunku Wyspy Potworów.
Ta atrakcja podobała nam się chyba najbardziej. Świetny pomysł, a i miejsc takich nie spotkamy zbyt często w innych parkach. Idąc drogą wyzwalało się kolejne czujki ruchu, które uruchamiały dźwięki wydobywające się z krzaków i ze stawu. W stawie i w lesie umieszczone były potwory takie jak Potwór z Loch Ness, Jaszczur Morski, Ośmiornica, Yeti. Dziewczyny uwierzyły, że te potwory są prawdziwe. Ich reakcja na filmiku – zobaczcie sami. Było tylko jedno niedociągnięcie obok figury z Yeti gdzie widać było głośnik. A tak – to rewelacja. Justyna tak się bała, że nie chciała przejść przez mostek wierząc że potwór, który przepływa pod mostkiem jest prawdziwy. Na szczęście z rodzicami niczego się nie boi i mogliśmy kontynuować spacer.
Dalej przechodzi się przez teren mini Zoo. Tu większość zwierząt ukrywała się przed upałem. Jedyne co widzieliśmy to konika, który wyglądał jak by padł oraz stado owieczek. Następnym punktem na mapie była osada wikingów. Nazwa zachęcająca, ale ta osada to w zasadzie jedna szopka do której nawet wejść do środka nie można.
Wracając zawitaliśmy do Kopalni Złota. Tu Krzyś oddał się na dłużej zabawie w poszukiwanie cennego kruszcu. Fajne było to, że złotych kamyków było na tyle dużo, że dzieci się tym zainteresowały i ładnie bawiły. Widzieliśmy już takie miejsca, w których w Kopalni nie było złota w ogóle. Tu widać, że o atrakcję dbają.
Kolej na obiecane wcześniej zjazdy na Lwie Gigancie i koniec atrakcji na dziś. Dzieci wypompowane z energii. Trochę za sprawą upału, ale głównie z powodu ilości atrakcji. Dobrze, że obsługa parku wystawiła zraszacz, w którym można było choć odrobinę się zamoczyć.
Podsumowanie
Podsumowując: Rodzinny Park Rozrywki “Nowa Holandia” jest dobrym miejscem na aktywny wypoczynek dla całej rodziny. Wiadomo, że każdego zainteresują inne atrakcje i co innego utwi mu w pamięci. Ilość atrakcji jest tak duża, że każdy znajdzie coś dla siebie. W naszym odczuciu część atrakcji jest umieszczonych trochę na siłę. Zdecydowanie lepiej byłoby wyznaczyć jeden trend tematyczny i w tym się wyspecjalizować. Choćby mając już Lwa Giganta zrobić więcej atrakcji dmuchanych i największy park z dmuchańcami. A tak, to co chwilę atrakcja z innej parafii. Miejsce ma potencjał i kibicujemy, by dalej się rozwijało.
Wpis ten nie jest w żaden sposób sponsorowany, a podana tu ocena jest subiektywna.