Po intensywnym poranku spędzonym w centrum Durrës chcieliśmy resztę dnia spędzić na relaksie w ciszy i spokoju nad brzegiem morza.
Znaleźliśmy miejsce na które dostać się można samochodem. Była to plaża znajdująca się blisko ujścia rzeki Shkumbin. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że można wjechać na samą plażę samochodem. Chcieliśmy zrobić tak samo. Jadąc wzdłuż brzegu jechaliśmy po utwardzonym piasku i było dobrze do momentu aż nie skręciliśmy w stronę morza. Piasek, który wydawał się być twardy okazało się, że był grząski. W efekcie nasz busik zakopał się w plaży.
Próba wyjazdu obciążonym samochodem jeszcze bardziej pogrążyła nas w kłopocie, bo auto zawisło na silniku, a koła kręciły się w kółko. Nie pozostało nic innego jak podjąć się akcji ratowniczej. Saperka do ręki i zaczęło się odkopywanie. W okolicy prawie nikogo, więc pozostała walka w upale (ponad 40 stopni) z gorącym piaskiem. Po chwili znaleźli się spacerowicze, którzy chcieli pomóc. Nie pomagało jednak postawianie pod koła dywaników gumowych, liści palmy, gałęzi. Auto było za ciężkie.
Jak się okazało Ania wpadła na pomysł wyciągnięcia nas z opresji udając się do oddalonego dalej samochodu terenowego. Po chwili przyjechał i wyciągnął nas. Napęd 4×4 to w takich sytuacjach to jednak zbawienie.
A my, nauczeni by nie ufać za bardzo piaskowi, który wygląda na twardy zostawiliśmy auto na utwardzonej drodze. Sami zaś rozstawiliśmy koce i tarp nad brzegiem morza. Bawiliśmy się tam cały dzień, a wieczorem rozstawiliśmy namiot i spaliśmy na plaży.
Mieliśmy prywatną plażę, w odległości kilkuset metrów nie było nikogo 🙂
Po zmroku nad plażą zaczęły latać czarne ogromne muchy, których nie było za dnia. Poza tym nocleg był całkiem przyjemny.