Trips With Kids

Chata Magurka

Po porannym zwiedzaniu jaskini i obiedzie ruszyliśmy w Tatry Niżne. Nocleg zaplanowany mieliśmy w prawdziwym schronisku górskim. Chcieliśmy znaleźć klimatyczne miejsce i był to strzał w dziesiątkę. Jedyna różnica w stosunku do tych schronisk które znamy z naszej młodości była taka, że to schronisko osiągalne było samochodem i nie wymagało wędrówki. Dzieciaki, szczególnie zimą, raczej zbyt chętne, by do takiej wędrówki nie były.

Schronisko Chata Magurka

chata-magurka-zima

Wybraliśmy na nocleg schronisko Chata Magurka zlokalizowane w górskiej wiosce Magurka. W wyborze pomógł nam portal booking.com, gdzie zaciekawiła nas atrakcyjna cena na największy pokój. Cena ta była dużo niższa niż za pokój w większym mieście. Pewnie dlatego, że dojazd tu był dużo trudniejszy. Ta chata zlokalizowana była dość wysoko w górach, dojazd w okresie zimowym był utrudniony ze względu na to, że wszędzie na drogach dojazdowych zalegał śnieg. Jak sam właściciel uprzedzał dostać się można było albo autem terenowym, albo osobowym z łańcuchami śniegowymi.

Dojazd do schroniska był trasą wiodącą z miejscowości Partizánska Ľupča w kierunku Liptowskiej Osady. Droga prowadziła wzdłuż strumienia doliną rzeczki. W okolicy odbywało się zwożenie drzewa z lasu do tartaku. Mijały nas więc auta ciężarowe z załadunkiem, a momentami droga pokryta była korą. Droga poprowadzona była raz z jednej, raz drugiej strony strumienia. Co ciekawe ruchu samochodowego tam praktycznie nie było. Na odcinku 15km minęły nas może dwa auta.

Przejazd leśną, zaśnieżoną drogą o sporym nachyleniu, z łańcuchami na kołach i lekką mgłą w lesie był fajnym dreszczykiem emocji nie tylko dla dzieci, ale i dla kierowcy. Z resztą możecie to zobaczyć na filmiku:

Schronisko zaskoczyło nas nie tylko lokalizacją. Na miejscu okazało się, że jest restauracja (bufet), właściciel jest bardzo przyjazny. Dzieciom spodobał się myśliwski wystrój sali i kominek, a najbardziej chyba pies właściciela – Zuzia.

chata-magurka

Popołudniem tego dnia wybraliśmy się na sanki na pobliską górkę. Okazało się, że pewnym problemem może być nie tylko brak śniegu (co znamy z okolic domu), ale i jego nadmiar (o tym przekonaliśmy się właśnie tu). Ponad metrowa pokrywa śniegu, która zalegała na zboczu wymagała kilku zjazdów ubijających śnieg. Dopiero później dało się zjechać. Śmiechu było co niemiara. A efekt końcowy – wszystkie rzeczy mokre.