Trips With Kids

Bornholm z dziećmi na rowerach – Dzień 1

Rano w niedzielę, 24.07.2016 promem z Sassnitz popłynęliśmy na Bornholm z dziećmi, rowerami, przyczepką rowerową i z sakwami.

Za nami już aktywnie spędzona sobota, podczas której obejrzeliśmy kilka ciekawych miejsc na wyspie Rugia, w tym okręt podwodny HMS Otus, opuszczony resort Prora i dom zbudowany na molo w Sellin. Po tak aktywnym dniu na noc zatrzymaliśmy się na parkingu nieopodal morza, tuż przy porcie w Sassnitz. Za symboliczną opłatą 5 EUR można było spędzić tam całą noc wśród kamperów. My co prawda kampera nie mamy, ale chcieliśmy sprawdzić czy nasze nowe auto nadaje się do spania. To taka próba przed wyprawą w zimne strony. Tak tak, bo ciągle marzy nam się wyprawa do Skandynawii. I okazuje się, że auto dało radę, pomieściło 3 osoby i 3 rowery, przyczepkę i sakwy. I wygodnie nawet nam było.

Rano obudziliśmy się zaraz po wschodzie słońca. Pierwsze kroki skierowaliśmy nad brzeg morza. Tam zażyliśmy porannej kąpieli. Trochę nas zdziwił fakt, że w okolicy ludzie kąpali się “na waleta”, mimo tego że nie było żadnych oznaczeń o plaży nudystów. W sumie poprzedniego dnia też trafiliśmy na takie zjawisko odrobinę dalej na południe, na plaży przy opuszczonym resorcie Prora.

Kąpiel i zabawy w wodzie za nami, przyszła pora na śniadanko, a po nim ostatnia wizyta w sklepie w Sassnitz. Następnie pojechaliśmy zostawić samochód na parking długoterminowy obok terminalu pasażerskiego. Tu mała uwaga, jeśli planujecie dokupić żywność lepiej zrobić to przed przeprawą promową w Niemczech, gdyż w Danii ceny będą wyższe. Parking długoterminowy to fajna opcja na dłuższy wyjazd na Bornholm. W cenie 12 EUR mamy możliwość pozostawienia auta na bezpiecznym parkingu nawet do 30 dni. Nie jest to co prawda parking strzeżony, ale ma elektryczny szlaban, więc dostęp do pojazdów jest ograniczony.

Wyjechaliśmy z parkingu i dalej poruszaliśmy się już wyłącznie rowerami. Najpierw trzeba było przejechać na terminal dla samochodów, bo tamtędy wjeżdżały na prom rowery. W kasie pokazaliśmy bilet, który kupiony był przez internet i zostaliśmy wpuszczeni do środka. Ustawiliśmy się wśród innych rowerów i oczekiwaliśmy na pozwolenie wjazdu. Wcześniej jednak musiały wyjechać pojazdy, które dopiero co przypłynęły.

Po krótkiej chwili obsługa portu dała pozwolenie na wjazd i wjechaliśmy na pokład promu. Rowery zostawiliśmy opartę o ścianę i z podręcznym plecakiem poszliśmy na górny pokład. Obsługa promu poinformowała nas, że pogoda jest ładna, bez wiatru i że woda jest jak na jeziorze. To oznaczało jedno – rejs będzie przyjemny.

Obeszliśmy z dziećmi wszystkie kondygnacje promu oglądając co ciekawego znajduje się na promie. Rejs trwał 3,5 godziny. Był to dobry czas na to, by odpocząć, a nawet poopalać się na słońcu. Po pewnym czasie dzieci zgłodniały, a my zapomnieliśmy zabrać ze sobą jedzenia na drogę (zostało przy rowerach). Niestety w czasie rejsu dostęp do parkingu jest zabroniony. Nie pozostało nam więc nic innego jak kupić frytki w jednej z restauracji. Przy kasie doszło do śmiesznej sytuacji. Pakując się w domu zabraliśmy ze sobą korony, które czekały na wyjazd od czasu poprzedniej wizyty w Danii. Tylko, że nie zwróciliśmy uwagi na to, że wśród nich wymieszały się także korony Norweskie, które zostały po wizycie w Oslo. A to przecież różne waluty 🙂

Po posiłku przyszedł czas na wygłupy, trochę zdjęć i po mału zaczął zza horyzontu wyłaniać się widok Bornholmu. Dopłynęliśmy do Rønne. Wyjazd z promu poszedł nadzwyczaj szybko. Tym razem to auta musiały poczekać na swoją kolej, a rowery wypuścili jako pierwsze.

Wyspa Bornholm

Na wyspę dotarliśmy stosunkowo późno, bo około 17:30. Wyjechaliśmy na ulice Rønne i już pierwsze zetknięcie z drogami rowerowymi spowodowało uśmiech na naszych twarzach. Spełniają się słowa, że Bornholm jest stworzony dla rowerów. Przy wszystkich ulicach (i nawet na rondach) był dedykowany pas ruchu dla rowerów. Można więc było bezpiecznie poruszać się z dziećmi i z przyczepką.

Z miasta wyjechaliśmy w kierunku drogi rowerowej wiodącej w kierunku miasteczka Nykars. Tam znajduje się jeden z zabytkowych kościołów rotundowych, które są charakterystyczne dla Bornholm. Po dojechaniu na miejsce mieliśmy okazję obejrzeć go z zewnątrz. Ciekawostką jest to, że na górze kościoła znajdowały się otwory służące do strzelania do wroga, a gdy wróg był już blisko to wylewano przez nie gorącą smołę. Jak widać kościoły te dawniej pełniły też rolę małej twierdzy.

Z Nykars udaliśmy się w kierunku zachodnim by dotrzeć do pierwszego kempingu w Hasle. Pierwszego dnia pokonaliśmy trasę 14,85 km.

Droga rowerowa, którą jechaliśmy była poprowadzona w zupełnej izolacji od ruchu samochodowego. Jechaliśmy trasą starej kolejki wąskotorowej. Tory zostały zdemontowane, a w ich miejsce wylany asfalt. Przy drodze rósł ogromny rabarbar. Wszystkie przecięcia z ulicami były odgrodzone barierkami. Przejechaliśmy tak przez miasto i pola. Od miejscowości Nykars przejechaliśmy fragment ulicą, by skrócić sobie nieco drogę.

Po drodze zauważyliśmy pierwszy przydrożny sklepik / stragan. Ten mały punkt handlowy służył mieszkańcom do sprzedaży warzyw z ogródka. Można było kupić ziemniaki, dynię, pora. Za towary zostawiało się pieniądze w kasetce. Dzieci nie mogły uwierzyć jak to możliwe. W Polsce taki sklepik by się nie uchował. Zaraz zostałby rozkradziony lub poniszczony. Widać, tu kultura jest na dużo wyższym poziomie.

Hasle

Około 19:00 dojechaliśmy do kempingu. Wybraliśmy nocleg w Hasle Familiecamping. To kemping z basenem, ale dojechaliśmy na miejsce zbyt późno, by z niego skorzystać. Rozbiliśmy namiot, zrobiliśmy obiad i dzieci wreszcie miały okazję pobawić się na duńskim placu zabaw. Dzieci czekały na ten moment od czasu wyjazdu z domu. Dmuchane trampoliny dobrze pamiętały od ostatniej wizyty w Danii.

Jeszcze tylko telefon do mamy, wieczorna toaleta i poszliśmy spać. W końcu następnego dnia czekał nas kolejny aktywny dzień.

A tu filmik z pierwszego dnia naszych przygód na wyspie Bornholm: