Na Wilczy Szaniec wybrać się chcieliśmy już dawno, ale jakoś nigdy okazji nie było. Planując letnią wakacyjną wyprawę do Polski Wschodniej postanowiliśmy nadrobić zaległości i po drodze odwiedzić Wilczy Szaniec.
Lubimy fortyfikacje, o czym pewnie już wiecie z poprzednich wpisów. Wilczy Szaniec, zwany w oryginale Wolfsschanze (ang. Wolf’s Lair) to dawna główna kwatera Hitlera i Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych. To zamaskowane w lesie miasteczko. Hitler stacjonował tu w latach 1941-1944. Głównych kwater było w czasie wojny 8, ale to właśnie w tej urzędował najdłużej, bo aż 800 dni.
Na Wilczy Szaniec składało się 200 budynków. Kilka ogromnych zbrojonych bunkrów, mniejsze budynki ceglane i drewniane baraki. Były tu schrony, magazyny, 2 lotniska, elektrownia, dworzec kolejowy, klimatyzacje, wodociągi, ciepłownie i dwie centrale dalekopisowe. Przez środek obiektu przechodziła linia kolejowa. Całość obejmowała obszar 250 ha i otoczona była zasiekami oraz polem minowym. Wjazd do środka był możliwy trzema wartowniami. Wewnątrz wydzielone były trzy strefy bezpieczeństwa, a strefa I i II była dodatkowo ogrodzona 2 metrowym ogrodzeniem z drutu kolczastego. Załoga liczyła 2200 osób.
Obecnie większość obiektów to ruiny. Drewniane domki, baraki się rozpadły i śladu po nich nie ma. Część budynków z cegły to w zasadzie szkielety (ściany i dach) w stanie mocno zniszczonym (grzyb na suficie i ścianach). Bunkry w większości powysadzane, gdzieniegdzie tylko są przesmyki którymi można dostać się do środka. Ze względów bezpieczeństwa na każdym z obiektów jest napis, że wchodzenie do środka jest niebezpieczne. Zwiedzanie zatem odbywa się na własną odpowiedzialność. W jednym z bunkrów znajdowały się drewniane zapory, które blokowały wejście. Pozostałe obiekty nadawały się do eksploracji.
Jak wygląda wizyta w Wiczym Szańcu?
Na początku należy dojechać do miejscowości Gierłoż, koło Kętrzyna. Do samego obiektu poprowadzą nas drogowskazy (pierwsze widzieliśmy już przed Kętrzynem). Na miejscu grupa ochroniarzy kieruje sprawnie samochody na parking, przy wjeździe pobierając opłatę za parkowanie i jednocześnie sprzedając bilety. Wjeżdżamy na parking, zostawiamy auto. Na parkingu jest dość tłoczno.
Postanowiliśmy rozejrzeć się za przewodnikiem i zorientować się jak przebiega tu zwiedzanie. I tu duże rozczarowanie. Nasze wyobrażenie było zupełnie inne niż to co zastaliśmy. Przewodnicy owszem byli, tj. można było sobie przewodnika wynająć za 70 PLN. Dla większej grupy turystów ma to sens. Dla jednej rodziny – cena absurdalna. Przewodnicy prowadzą grupy w językach polskim, angielskim, niemieckim, rosyjskim i francuskim. Akurat w pobliżu nie organizowała się żadna grupa polska więc postanowiliśmy wybrać się na zwiedzanie na własną rękę. Dlaczego nie ma przewodnika co powiedzmy pół godziny finansowanego z biletu wstępu? Dziwne.
Przy wejściu jest mapa całego terenu z legendą przedstawiającą budynki. Budynki mają namalowane farbą cyfry, które można na tej mapie odnaleźć. Jeśli ktoś jest ciekawy czy na wjeździe dostaje się cokolwiek w cenie biletu – odpowiedź brzmi: nie. Żadnej ulotki, mapki, czegokolwiek poza paragonem. Biednie to wygląda. Jedyna metoda, by się odnaleźć w terenie, to zrobienie przy wejściu zdjęcia mapy telefonem. Podczas zwiedzania sprawdzaliśmy gdzie jesteśmy na zdjęciu. Można też kupić jedną z wielu książek i mapek w kiosku. Komercja na każdym kroku.
Taka forma zwiedzania, jaką wybraliśmy, miała także swoje plusy. Zwiedzaliśmy obiekt we własnym tempie. Przy większości obiektów stała grupka z przewodnikiem i można było chwilę podsłuchać co przewodnik opowiada. Najśmieszniej brzmieli przewodnicy anglojęzyczni, mieli świetny akcent. Do tego zwiedzaliśmy to co nas interesuje, czyli wnętrza bunkrów (miejsca, w które z przewodnikiem byśmy nie weszli).
Historia
W Wilczym Szańcu podejmowano najważniejsze decyzje o przebiegu II Wojny Światowej. Najważniejszym wydarzeniem jakie miało tu miejsce był przeprowadzony przez Clausa von Stauffenberga nieudany zamach na Hitlera. Było to w dniu 20 lipca 1944 roku. O przebiegu tego zamachu można dowiedzieć się z filmu Walkiria, który nazwę swą ma od kryptonimu akcji. My ten film widzieliśmy i polecamy. Na miejscu przy trasie zwiedzania są tablice informujące o tym dniu z rozpiską godzina po godzinie jak wyglądał zamach. Kto wie, może gdyby się udał wojna zakończyła by się dużo wcześniej.
Trasa zwiedzania jest określona szlakami. Szlak czerwony (dłuższy) prowadzi po wszystkich obiektach, a szlak żółty (krótszy) tylko po wybranych. My przeszliśmy całość.
Pole minowe
Teren wokół Wilczego Szańca był w czasie wojny otoczony polem minowym. Pole to miało długość 100m a długość 10 km. Gęstość min była tak ogromna, że piechur nie był wstanie przejść odcinka 100m nie trafiając na minę. Występowały tam miny przeciwpiechotne i przeciwpancerne. Część z nich była niemożliwa do rozbrojenia. Były też miny ukryte w szklanych opakowaniach, przez co nie były wykrywane urządzeniami saperskimi.
Teren był kilkukrotnie rozminowywany. Pierwsze akcje saperów sowieckich podjęto już w 1945 roku, zaraz po zdobyciu terenu. Co ciekawe wewnątrz Wilczego Szańca nie znaleziono żadnego ładunku. Miny pochowane były w wysokich trawach, krzakach, dostępu chroniły też karabiny maszynowe i wieżyczki strzelnicze. Praktycznie nie możliwe było natarcie nieprzyjaciela. Zaraz po wojnie ważniejsze było rozminowanie pól i fabryk, więc ten teren zostawiono aż do 1951 roku w stanie zaminowanym. Pola uprawne rozminowywano przy pomocy traktora orzącego pole bez traktorzysty. Ku pamięci saperów, którzy zginęli w czasie rozminowywania terenu ustawiono w 2003 roku tablicę pamiątkową z atrapami min. Informacje o minach wokół obiektu najbardziej zainteresowały Krzysia, który przez cały czas zwiedzania próbował uzmysłowić sobie skalę przedsięwzięcia.
Zniszczenie Wilczego Szańca
Zniszczenia Wilczego Szańca dokonały oddziały Armii Czerwonej. Wysadzili betonowe bunkry z taką siłą, że betonowe kloce latały w powietrze na wysokość 20-30 metrów. Ponoć świadkowie mówią o tym, że siła wybuchów była tak duża że na pobliskich jeziorach popękał lód. Na wyburzenie jednego bunkru zużyto około 8 ton trotylu.
Teren ten został rozgrabiony w czasach powojennych przez okoliczną ludność, która wykorzystywało co się dało do własnych celów gospodarczych.
Podsumowując: szkoda, że terenu tego nie wykorzystano w lepszy sposób. Można by było te miejsca, które nie zostały wysadzone w powietrze zrekonstruować na styl z czasów wojny. Na pewno oddziaływałoby to lepiej na wyobraźnię, szczególnie dzieci. Żaden z obiektów nie miał oświetlenia i nie był udostępniony oficjalnie do zwiedzania.
A o tym, że jak się chce to można przekonaliśmy się chociażby podczas zwiedzania Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Tam odrestaurowano małą część obiektu do celów turystycznych.
Porady
Wybierając się na zwiedzanie z dziećmi najlepiej zorganizować się w większą grupę. Wówczas opłaca się wynająć przewodnika. Na zwiedzanie przeznaczyć trzeba co najmniej godzinę, a z przewodnikiem który dokładnie opowiada o każdym miejscu z 2-3h.
Przed przyjazdem warto obejrzeć film Walkiria.
Zwiedzanie Wilczego Szańca to spacer po lesie. Nawet w upały nie jest tu gorąco, a wewnątrz bunkrów jest nawet przyjemny chłód. Mogą latać komary więc warto zaopatrzyć się w środek je odstraszający. Dróżki między bunkrami są przejezdne dla wózków, chociaż gdzieniegdzie można znaleźć wystające korzenie (przydałby się wózek terenowy).
Zapraszamy do obejrzenia filmiku z naszej wizyty: