W sierpniu 2017 roku wyjechaliśmy z dziećmi na trzytygodniową wyprawę na Bałkany.
Jak się zapakowaliśmy
Jako środek transportu wybraliśmy nasz samochód – Ford Tourneo Custom. Busik idealnie nadaje się do pokonywania długich tras. Musieliśmy tylko trochę pomyśleć w jaki sposób optymalnie wykorzystać jego możliwości bagażowe.
Wyposażony jest on w trzy rzędy siedzeń, do tego posiada jeszcze metr bagażnika za trzecim rzędem. Z wersji 8 osobowej zrobiliśmy na szybko wersję na 7 osób wyciągając jeden fotel z drugiego rzędu. Dzięki temu łatwiej jest wchodzić i wychodzić z auta. Jedno miejsce w zapasie w trzecim rzędzie miało pomóc w sytuacji awaryjnej, gdyby naszej najmłodszej podróżniczce nie podobała się podróż.
Jak wiadomo w samochodach, które mają z tyłu klapę podnoszoną do góry najtrudniej zapakować jest górny narożnik bagażnika, a pakowanie rzeczy pod sam dach jest trochę niebezpieczne gdy przyjdzie nam ostro zahamować. Nasz pojazd jest wersją osobową, więc nie ma ściany grodziowej oddzielającej przestrzeń bagażową. Trzeba było coś wymyślić, więc zabrałem się za konstruowanie zabudowy auta.
Wpadłem na pomysł, by nie używać w ogóle walizek, plecaków czy toreb – a w zamian spakować się w skrzynki magazynowe. Skrzynki można stawiać jedną na drugą i wystarczy zbudować „szafę” w której będą stały. Od pomysłu do realizacji – w jeden dzień udało się zbudować konstrukcję. W międzyczasie trzeba było ją dwukrotnie poprawiać, bo okazało się, że producent samochodu nie zrobił ścianek bagażnika pionowo, tylko jest tam zaokrąglenie, którego na początku nie zmierzyłem. W końcu udało się, a efekt końcowy wygląda następująco:
Jak widać na zdjęciu zabudowa dzieli się na trzy części funkcjonalne. Dolna część przewidziana jest na rzeczy cięższe. W trakcie naszej podróży trzymaliśmy tam przede wszystkim zapasy jedzenia i wyposażenie kuchni. W dolnej części zabudowy mieściło się łącznie 6 skrzynek (trzy kolumny po dwie). Kolumna skrzynek składała się na dole ze skrzynki dużej, a na niej leżała albo skrzynka średnia, albo dwie małe. Dwie duże to zapasy jedzenia, a jedna duża i jedna mała to przybory kuchenne.
Część środkowa to półka na stolik turystyczny i dwie kuchenki gazowe z nabojami. Stolik potrzebny był dość często i taki sposób zapakowania sprawiał, że był łatwo osiągalny. Kuchenki mieliśmy dwie, chociaż w użyciu była jedna. Ta druga była zapasem na wypadek awarii, albo gdy trzeba było coś ugotować jednocześnie.
Część górna zabudowy jest bardzo podobna do dolnej części, z tym że w prawym górnym rogu nie mieściła się już mała skrzynka ze względu na zaokrąglenie tapicerki. Były tam więc trzy kolumny skrzynek, ale skrajnie lewa miała górną część zajętą tylko do połowy. W górnej części zapakowaliśmy lżejsze rzeczy – takie jak ubrania dzieci, buty, kosmetyki, ręczniki.
Czy takie ułożenie skrzynek było dobre? Tak, sprawdziły się. To, że skrzynki pasują między sobą rozmiarem dało nam możliwość zapakowania ich w dowolne pasujące miejsce. Jak się okazało w trakcie podróży trochę przeorganizowaliśmy zawartość niektórych z nich. Zapasy jedzenia zredukowały się do jednej skrzyni w miarę ich zjedzenia, a ich miejsce zajęły „brudy”, czyli przenoszone ubrania nadające się do prania.
Oprócz skrzynek w bagażniku mieliśmy jeszcze małe torby na rzadziej potrzebne rzeczy, które trzymaliśmy pod siedzeniami. Namiot wkładaliśmy pomiędzy zabudowę, a tylny rząd siedzeń. Obok niego miała swoje miejsce wanienka do kąpieli dla Iwonki, a w niej zabawka pchacz, bo Iwonka uczyła się na wyjeździe stawiać pierwsze kroki.
Na wysokości wymontowanego z drugiego rzędu fotela pojawiła się lodówka turystyczna. Prąd zapewniała nam zamontowana fabrycznie przez producenta samochodu przetwornica prądu, która jest między siedzeniami kierowcy i pasażera. Za jej pomocą ładowaliśmy elektronikę w czasie jazdy.
Do wszystkiego dodać trzeba jeszcze box dachowy, który dał nam dodatkowe 520 litrów pojemności na to, co było potrzebne na nocleg. Na dach tradycyjnie już poszły materace dmuchane, okrycia przeciwdeszczowe i śpiwory. W dalszej części na dach odkładaliśmy także brudne ubrania, które wypakować zamierzaliśmy dopiero po powrocie do domu.
Pakowanie w skrzynki i odpowiednie podzielenie rzeczy zajęło nam chyba z 5 wieczorów. Wszystko musieliśmy skompletować i dokupić brakujące rzeczy.
Plan podróży
Zaplanowałem wakacje w taki sposób, by były wycieczką objazdową. Tam gdzie to było możliwe staraliśmy się pokonać trasę w czasie południowej drzemki Iwonki. Uniknęliśmy tym samym wielogodzinnej podróży. Najtrudniejsze były pierwsze dwa dni i ostatnie dwa, bo wtedy to pokonywaliśmy najwięcej kilometrów i w samochodzie spędzaliśmy prawie cały dzień.
W pozostałe dni było już luźniej i dziennie trasa miała od 2-4 godzin.
Plan dnia wyglądał mniej więcej w taki sposób, że rano po śniadaniu zwijaliśmy cały namiot i wszystkie rzeczy do samochodu, przejeżdżaliśmy do następnego miejsca. W tym czasie Iwonka spała. W zależności od dnia jechaliśmy albo coś zwiedzić po drodze, albo od razu do kolejnego kempingu. Obiad albo po drodze w restauracji, albo na mecie w formie obiadokolacji gotowanej na kempingu.
Celem wyprawy było dotarcie do Albanii i zwiedzenie jej najciekawszych miejsc. Przez pierwsze 12 dni jechaliśmy na południe docierając prawie do granicy z Grecją, a kolejne 11 dni na północ.
W kolejnych wpisach postaramy się opisać każdy dzień szczegółowo.