Trips With Kids

Łańcut

Łańcut znany jest przede wszystkim z dużego zamku Lubomirskich i Potockich. Postanowiliśmy zwiedzić to, co miasto ma najciekawszego do zaoferowania.

Zjeżdżamy z trasy Korczowa – Rzeszów i wjeżdżamy do miasta. Nie sposób nie zauważyć ogromnego ogrodzonego terenu zamku. Widać, że park stanowi dużą część terenu miasta. I o dziwo wokół parku było bardzo mało miejsc parkingowych i brak jakiegokolwiek parkingu dla turystów. Wyszło na to, że aby zostawić auto nie na zakazie postoju objechaliśmy cały park wokoło. W końcu auto zostawiamy na jednej z ulic w centrum miasta, w strefie ograniczonego parkowania, płacąc za postój u pana, który pobierał opłaty.

Bilety

Podchodzimy do kas, tam okazuje się, że wejścia są w zorganizowanych grupach z przewodnikiem. Bilety można kupić na pojedyncze obiekty lub w pakiecie: Zamek + Oranżeria + Powozownia. Zdecydowaliśmy się na taki właśnie pakiet, bo chcieliśmy zobaczyć wszystko co warte obejrzenia. Odpuściliśmy sobie jedynie Storczykarnię. Na plus był fakt, że respektują Karty Dużych Rodzin – liczyć mogliśmy zatem na mały rabat przy zakupie biletu.

zamek

Przewodnik

Na przewodnika czeka się przed wejściem do kas. Przewodniczki są w dość zaawansowanym wieku i ich sposób oprowadzenia po zamku totalnie do nas nie trafiał. Widać było brak przygotowania merytorycznego, brak planu i improwizację polegającą na tym, że gdy pani coś zauważyła w sali to o tym opowiedziała. Dla nas zupełny szok jak można być tak nieprzygotowanym, szczególnie po tym, jakie dobre wrażenie zostawiło w nas zwiedzanie Pałacu w Kozłówce. Tam jakoś udało się zainteresować każdego.

Brak ciekawych informacji od pani przewodniczki to jedna z rzeczy, która nam się nie spodobała. Kolejną są zakazy. Zakaz fotografowania i filmowania, co pomieszczenie „etatowy strażnik”, którego praca polega na monitorowaniu pomieszczeń i zwracanie w nieuprzejmy sposób uwagi turystom. I nie chodzi tu o fotografowanie z „fleszem”, które jako zakaz rozumiemy, bo ma ochronić obrazy od szkodliwych błysków. Tu jednak w ogóle nie wolno było fotografować.

Zwiedzanie zamku

Zamek zwiedzamy w kapciach, które mają ochronić zabytkowe podłogi. Dla dzieci mogłaby to być nawet fajna zabawa, bo w kapciach nogi ślizgają się jak na lodzie. Tylko – dlaczego nie ma rozmiarów dziecięcych? Na nasze pytanie dostajemy odpowiedź, że dzieci kapci nosić nie muszą. Skończyło się na tym, że szły w kapciach o kilka rozmiarów za dużych. Chociaż trochę zabawy niech mają.

Obiekt zamku obeszliśmy z dużym niezadowoleniem. Myśleliśmy, że mieliśmy pecha do przydzielonej nam przewodniczki. Ale doganiając grupę przed nami okazało się, że chyba wszystkie przewodniczki to seniorki opowiadające o zamku bez większego zaangażowania. Odechciewa się.

Zakupiliśmy bilet rodzinny w pakiecie, który oprócz wstępu do zamku obejmował także zwiedzanie Oranżerii i Powozownię.

Oranżeria

Oranżeria to budynek, w których hodowane są rośliny egzotyczne. Podczas zwiedzania widzieliśmy także akwaria z żółwiami. Zwiedzanie pomarańczarni zajęło łącznie może z 5 minut. Żart jakiś.

Po wyjściu z oranżerii dowiadujemy się, że do Powozowni trzeba dojść wychodząc poza teren parku. Spacerując po parku natrafiamy na dość rzadko spotykany w Polsce patrol „straży parkowej”. Czego panowie strzegli? Może tam jest aż tak niebezpiecznie? Hmm, dziwne.

Stajnia i Powozownia

powozownia

W końcu docieramy do budynków Stajni i Powozowni. Tam znów obowiązuje zakaz fotografowania. W środku ładnie wyeksponowane powozy, sanie i bryczki. I znów na każdym rogu pracownik pilnujący „zakazu fotografowania”. Oglądając eksponaty mamy ciągle wrażenie jakbyśmy tam byli niemile widziani. Jakby każdy turysta był wrogiem muzeum. A przecież to właśnie turyści utrzymują te obiekty.

Z dużym niesmakiem dosłownie uciekamy z tego miejsca. Łańcut zostawił w nas bardzo negatywne wspomnienie. Totalny brak otwartości dla turysty. Wnioskujemy, że grupą docelową jaka jest tu oczekiwana są emeryci i osoby starsze. Dla dzieci nie było nic co by wspomogło zaangażowanie w zwiedzanie. Wspominamy choćby naszą wizytę w Oslo, w muzeum Pokojowej Nagrody Nobla – tam dla dzieci była specjalna gra polegająca na zbieraniu kart z wizerunkami noblistów. Tu, w Łańcucie, jeszcze wiele w tym temacie pozostaje do zrobienia.

Podsumowując wycieczka po obiekcie zamkowym i okolicznych budynkach zdecydowanie nie nadaje się w naszym odczuciu do zwiedzania z dziećmi. To miejsce, z zastanym podejściem do zwiedzających, nie ma szans na naszą rekomendację.