Z samego rana we wtorek (5.08.2014) ruszyliśmy z kempingu w Randbøl w kierunku zachodniego wybrzeża Danii – ten rejon to Jutlandia Zachodnia. Jest to najrzadziej zaludniony rejon Danii. Znajduje się tam bardzo ciekawa rzeźba terenu – mierzeja między fiordem Ringkøbing a Morzem Północnym.
Dojechaliśmy do Nymindegab i dalej kierując się na północ ruszyliśmy do miejscowości Hvide Sande. Mierzeja ma szerokość kilkuset metrów. Po środku jest jedna droga asfaltowa i wzdłuż niej zabudowania schowane wśród pofałdowanego terenu. Ruchu samochodowego prawie tam nie ma, raz na jakiś czas przejedzie jakiś samochód lub rowerzysta.
Hvide Sande
Hvide Sande to to małe miasteczko portowe, które słynie na całą Danię z połowu ryb. Jest tam most nad kanałem łączącym fiord z morzem Północnym. Kolejnym punktem programu była położona bardziej na północ latarnia morska Lyngvig Fyr. Jej 38 metrowa konstrukcja wyłania się znad wydm. Postanowiliśmy ją zwiedzić. Wejście jest biletowane, ale warto wybrać się na górę, by zobaczyć panoramę całej mierzei i fiordu. Bilety są tylko dla dorosłych (dzieci wchodzą za darmo) i kosztują 40DKK. U stóp latarni jest małe muzeum i plac zabaw dla dzieci – dostępne poza strefą biletowaną. Główną atrakcją placu zabaw był zjazd orczykowy na linie. Zabawę widać na naszym filmiku.
Kontynuowaliśmy podróż na północ zmierzając kolejną mierzeją między fiordem Nissum a Morzem Północnym. Przejechaliśmy przez miejscowość Thorsminde udając się do miejscowości Thyborøn. Po drodze przejechaliśmy przez miejscowość Lemvig gdzie uzupełniliśmy zapasy żywności.
W rejonie tym jest dużo farm wiatrowych pozyskujących zieloną energię. Nie ma wysokich zabudowań, blokowisk, tylko małe domki jednorodzinne i małe drewniane jednopiętrowe domy w większych miastach. Nad wieloma domami powiewała duńska flaga. W Polsce flagi wywieszamy od święta – tu wiszą na co dzień.
Thyborøn
Thyborøn jest małym miasteczkiem portowym o bogatej (choć krótkiej) historii – miasto powstało w latach 1915-1918. Lokalizacja ta miała znaczenie strategiczne w czasie II Wojny Światowej. Usytuowana przy ujściu fjordu Lim miejscowość mogłaby po zdobyciu sparaliżować Jutlandię umożliwiając atak od środka fiordu. Ten słaby punkt był mocno strzeżony i został obwarowany bunkrami jako miejsce potencjalnego ataku aliantów. Nadmorskie fortyfikacje stanowią część Wału Atlantyckiego, rozciągającego się wzdłuż zachodnich wybrzeży Europy od granic Hiszpanii aż po Norwegię. Zbudowane przez wojska hitlerowskie miały na celu odeprzeć atak wojsk alianckich na kontynent europejski. Bunkry stoją do dziś i mimo nie pełnienia już funkcji obronnych są pamiątką po starych czasach. Co ciekawe w czasie wojny, te stojące nieopodal Thyborøn, nie zostały nigdy użyte w walce. Wojska alianckie wykorzystały fakt słabszego ufortyfikowania rejonów Normandii i tam przeprowadziły główny atak. Bunkrów w okolicy Thyborøn jest 66 dużych i 40 małych. Ta ilość robi wrażenie.
W miasteczku Thyborøn znajduje się też piękne muzeum muszli (Sneglehuset), ale niestety na zwiedzanie się nie załapaliśmy, bo przybyliśmy odrobinę za późno. Z zewnątrz jednak oprawa budynku była bardzo piękna. W środku znajduje się ponoć największa w Danii kolekcja statków w butelce.
Z Thyborøn dalej na północ nie dało się jechać samochodem, bo droga się kończy. Jest jednak prom. I w ten oto sposób udało się dostać na drugi brzeg. Prom kursuje dość często i nie czekaliśmy na niego zbyt długo.
Agger
Prom dopływa do drogi nr 181 prowadzącej do miejscowości Agger. Tam dopiero była mierzeja. Szerokość kilkanaście metrów, więc ciekawostka większa niż nasz polski półwysep helski. Co ciekawe to od strony można zbudowanych jest kilkadziesiąt falochronów, by zapobiec zniszczeniu tego unikalnego miejsca.
Krik Vig Camping
Na przedmieściach Agger znajduje się Krik Vig Camping, który był naszym miejscem noclegowym. Pole namiotowe bardzo duże i przestronne. Trafiliśmy na dość małe obłożenie obiektu, więc była cisza i spokój. Tu niektóre udogodnienia jak np. ciepła woda pod prysznicem była opłacana kartą przedpłaconą, z której schodziły środki w miarę używania ciepłej wody. Kuchnia, sanitariaty – to wszystko było darmowe. Wifi było, ale wołali za nie absurdalną kwotę jak na kilka godzin, które byśmy wykorzystali. Przy kempingu znajdował się specjalny sektor wyznaczony dla kamperów, tam zatrzymali się głównie jednonocni podróżnicy.
W czasie przygotowywania posiłków dzieci mogły bawić się na placu zabaw, gdzie główną atrakcją okazały się trampoliny dmuchane. Ta forma rozrywki jest bardzo popularna w Danii, a zupełnie nie znana w Polsce.
Rankiem spotkał nas krótki opad deszczu, a po nim dzieci postanowiły pobawić się na trampolinach. W ten sposób przyczyniły się do wysuszenia atrakcji jednocześnie stając się przemoczonym do suchej nitki. Dzieci były przeszczęśliwe. W końcu pozwoliliśmy im robić co tylko chcą.
A oto filmik z tego dnia wyprawy: