Trips With Kids

Jutlandia Północna

Pokonując kanał Thyborøn dnia wczorajszego dostaliśmy się na teren nazywany Jutlandia Północna – jest to kraina wrzosu, piasku i słońca. W planie odwiedzić chcieliśmy dwa najciekawsze miejsca jakie stworzyła natura – Bulbjerg i wydmy przy Rubjerg Knude.

W nocy spadł krótki deszcz, za sprawą którego, atrakcja w postaci dmuchanych balonów okazała się być cała mokra. Dzieci (w oczekiwaniu na śniadanie) zapytały, czy mogą się pobawić. Usłyszawszy „róbcie co chcecie” nie trzeba było czekać długo na efekt. Dmuchańce zostały dokładnie wytarte przez rzeczy jakie miały na sobie. A ilość szczęścia u dzieci – nieoceniona. Przemoczone były do suchej nitki.

Krik Vig Camping

Po śniadaniu i szybkiej optymalizacji pakunków w aucie ruszyliśmy w drogę.

Jutlandia Północna - Trasa z Agger do Skagen

Bulbjerg

Pierwszym punktem programu był Bulbjerg – to wapienna skała położona na brzegu lądu. Skała, która dawno temu była wyspą, ale została wciągnięta przez ląd. Obecnie otacza ją z trzech stron ląd, a od strony morza wysokie urwisko. Dojazd do Bubljerg możliwy jest od strony miejscowości Frøstrup przez przepiękne pastwiska i drogę prowadzącą przez las. Jest to jedyny klif w Danii zamieszkały przez ptaki, jedyne miejsce gdzie spotkać można Mewy Trójpalczaste. Jednocześnie jest to jedyna forma skalna w Północnej Jutlandii. Górę oprócz ptaków zamieszkuje ogromna ilość biedronek, które są pokarmem ptaków. Widać jak łańcuch pokarmowy się uzupełnia. Biedronek jest tyle, że maszerując ścieżką trudno ich nie zdeptać.

Na szczycie Bulbjerg jest punkt widokowy – jest to miejsce najwyżej położone w okolicy. W czasie II Wojny Światowej okupacja niemiecka wykorzystała tą górę do zbudowania niewielkiej fortyfikacji, która obecnie stanowi mini muzeum i jest dostępna do zwiedzania. Gdy weszliśmy do środka okazało się, że na jednej ze ścian zadomowiły się małe pisklaki, którym najwidoczniej nie przeszkadzali turyści.

Bulbjerg

Bulbjerg warto zwiedzić dwuetapowo – zarówno u góry, jak i na dole. W obu tych miejscach jest przygotowany parking dla samochodów, więc nie ma problemu by dotrzeć na miejsce autem. Jest też możliwość skorzystania ze ścieżki wiodącej ku plaży. Tam można zrobić pamiątkowe zdjęcie przy okazałości wapiennego klifu. Dojście do podnóża prowadzi przez piaszczystą plażę.

Bulbjerg

Z Bulbjerg udaliśmy się dalej w kierunku wschodnim przejeżdżając przez spokojne miejscowości Fjerritslev i Aabybro. Ruch samochodowy jest tak niewielki, że aż miło się jeździ. Nikt się nigdzie nie śpieszy i panuje otaczający kierowców spokój. Z resztą zobaczcie sami:

Rubjerg Knude

W pobliżu miejscowości Lønstrup zatrzymaliśmy się, by obejrzeć wydmy i latarnię morską Rubjerg Knude. To miejsce jest najwyższą częścią klifu nad Morzem Północnym na zachodnim wybrzeżu Danii.

Latarnia morska Rubjerg Knude powstała w roku 1900. Miejsce to ma bardzo ciekawą historię. Konstrukcja latarnii powstała na terenie trawiastym i otoczona była ogrodami. Od czasu powstania wokół budowli zaczęła tworzyć się wydma, która zaczęła blokować emitowane przez latarnię światło i dźwięk. W latach 60-tych XX w. światła latarnii nie było widać za wydmami, a ciągłe odsypywanie latarnii z piasku było syzyfową pracą. W efekcie w 1968r. latarnię wyłączono z użytku. Ponoć jeszcze w roku 1999 można było skorzystać z kawiarenki znajdującej się u stóp latarnii. 5 lat później podstawa budynku została całkowicie zasypana.

Dziś, to co widać, to górne partie obiektu, a wnętrze jest zasypane, by nie doszło do zburzenia konstrukcji pod naporem piasku. Z każdym rokiem morze wgryza się coraz bardziej w ląd, a biorąc pod uwagę, że pierwotnie latarnia stała zaledwie 200 metrów od klifu – dziś odległość ta jest dużo mniejsza. Kto wiek jak długo jeszcze będzie można ją oglądać? Polodowcowy klif w tym miejscu ma wysokość od 30 do nawet 90 metrów. Ta znikająca z roku na rok latarnia jest unikalną atrakcją turystyczną w okolicy.

Rubjerg Knude

Do latarnii trzeba dojść około 1km przez pastwiska, na których pasą się owce. Zaganiane przez psy pasterskie zwierzęta były świetną atrakcją dla dzieci. Dzieci zmotywowane sprawnie pokonały trasę wiodącą ku latarnii. W drodze powrotnej największą atrakcją było zbieganie i staczanie się z wydmy. Ilości piasku w kieszeniach nie liczyliśmy.

Hirtshals

To jeszcze nie koniec atrakcji tego dnia. Dalej pojechaliśmy do miejscowości Hirtshals – miasta portowego znanego podróżnikom udającym się do Norwegii. W mieście tym znajduje się Nordsøen Oceanarium. Dotarliśmy na miejsce dość późno, bo godzinę przed zamknięciem. Wszystko za sprawką dłuższej niż myśleliśmy wyprawy na latarnię. W kasie spotkała nas miła niespodzianka. Pani, która sprzedawała bilety, stwierdziła że zwiedzenie całej ekspozycji zajmuje około 2,5h – dlatego policzy nas z rabatem. W ten sposób udało nam się dostać za pół ceny do środka. Wyszło idealnie, biorąc pod uwagę, że w godzinę obejrzeliśmy całość i w zupełności nam wystarczyło czasu na obejrzenie wszystkiego. Chyba Pani szacując czas na zwiedzanie myślała, że będziemy każdą prezentację multimedialną oglądać.

Czy warto wybrać się do oceanarium? Zobaczyć można w nim fokarium, ogromne akwarium z rybami (4,5 mln litrów wody i 3000 ryb) przed którym jest jakby scena podobna do amfiteatru. Jest tam też symulator statku z symulatorem siły wiatru, kokpit okrętu, cała masa różnych sprzętów pomocnych do eksploracji Morza Północnego. Nie brakuje też placów zabaw dla dzieci, gdzie nawiązując do tematyki miejsca, zjeżdzalnie i konstrukcję do wspinania zrobili wewnątrz wieloryba. My nie żałowaliśmy spędzonego tam czasu. Szczególnie zabawnie było jak jedna z fok widząc jak idę wyskoczyła zgrabnie z wody i ochlapała mnie wodą. Żałowałem, że akurat w tym momencie nie miałem włączonej kamery.

Nordsøen Oceanarium

Przed nami została jeszcze droga na kemping. Na ostatnim miejscu noclegowym dostaliśmy drukowany katalog kempingów sieci DK-CAMP. Było więc pełne pole do popisu jeśli chodzi o wybór kolejnego miejsca na spanie. Dzieci wybrały taki, w którym był basen.

Skagen Camping

Miejscem noclegowym był Skagen Camping, położony w najdalej na północ wysuniętym miasteczku Jutlandii. Miejsce to nie jest przypadkiem, bo jak wspominaliśmy wcześniej Skagen (a w zasadzie Grenen) był jednym z punktów na liście koniecznych do zobaczenia w Danii. Dziś jednak sił już na wyjście tam nie było. Wieczór spędziliśmy na basenie, ale niestety kąpiel okazała się krótka, za sprawą wiatrów na cyplu (szerokość lądu ma tu zaledwie 3,5km) i zachodzącego słońca woda była w nim zimna.

Atrakcyjność miejsca przyczyniła się do treningu biegowego, podczas którego przebiegłem z kempingu na brzeg Morza Północnego, dalej w kierunku miasta na brzeg Morza Bałtyckiego i dalej na kemping. Jeden z ciekawszych treningów w mojej historii. Pochowane przed wiatrem na wydmach domy otulone krzewami, małe uliczki dojazdowe i całkowita cisza. Piękna natura, która zachęca do biegania. Nic dziwnego, że Skagen jako miejscowość słynie z organizowanego co roku maratonu. Kto wie, może kiedyś będzie mi dane wystartować w tym biegu…

Pole namiotowe było ładnie utrzymane, miało plac zabaw, basen, zaplecze kuchenne i sanitarne, dostęp do prądu. Było dość mało wynajmujących, więc i cisza i spokój. Noc minęła szybko, ponoć było trochę zimno. To znak, by zaplanować zakup nowych, cieplejszych śpiworów dla wszystkich.

Koniecznie obejrzyj filmik, by zobrazować sobie powyższy opis: